Nie lada kłopot mieliśmy z aklimatyzacją po kilkumiesięcznym pobycie w Londynie. Widok celnika w zielonym skafandrze wywołał niezbyt przyjemne doznania, a koleżanka poruszająca się zaraz za nami puściła bezwiednie pawia na widok osyfiałego portu lotniczego. Pod ścianą przebiegała właśnie mysz, która obskubywała resztki z mopa sprzątaczki. Ta widząc uciekającą przed nią mysz zamachnęła się i rzutem filcową szmatą przykryła mysz przed widokiem podążających do łuku bagażowego turystów. Z tak posępnymi minami szliśmy już do wyjścia, kiedy to podeszła do nas niezapowiedzianie młoda, skąpo ubrana osiemnastoletnia laleczka z zapytaniem o znajomość języka angielskiego, gdyż właśnie musi zaaplikować sobie dowcipną tabletkę, lecz nie wiedziała którą stroną ją włożyć. Oczywiście pomogliśmy kobiecie.. co ona by zrobiła bez nas.. Szybkim tempem podeszliśmy do taksówki i informując laskę, która nas zaczepiła, że potrzebujemy okularów do przeczytania, wsadziliśmy ją do auta...